Witajcie!
Swojego czasu glosno bylo o balsamach pod prysznic ktore wprowadzila Nivea a zaraz za nia takze np. Garnier czy tez Balea. Szczerze Wam powiem, ze pomimo, ze wszedzie bylo pelno recenzji tych balsamow po mnie to jakos splynelo i nawet mnie nie zainteresowalo. Bylam zapewne jedna z niewielu osob ktore stwierdzily ze po co mi cos takiego skoro ja chetnie sie balsamuje po wyjsciu spod prysznica.
Z koncem zeszlego tudziez poczatkiem aktualnego miesiaca bedac na zakupach w DMie wpadla mi w dlonie nowa wersja Balea Dusch-Soft-Öl Balsam czyli "ulepszona" wersja wlasnie takiego balsamu pod prysznic. "Ulepszona" bo ma zawierac w sobie olejki...
No coz padlam ofiara ladnego, przciagajacego oko opakowania - przyznaje sie :P. Jednak w miedzyczasie zastanawiam sie co poeta mial na mysli tworzac to opakowanie? Jest totalnie nie praktyczne, wyslizguje sie z dloni na sucho nie wspomne o tym, jak to jest pod prysznicem kiedy mokrymi dloniami lapie sie za nie a i sam klik (przynajmniej w moim egzemplarzu) chodzil na tyle opornie, ze udalo mi sie zlamac paznokiec...Do tego plastik z ktorego jest ono wykonane jest relatywnie twardy i pod koniec sa problemy z wydobyciem produktu...
Niewatpliwym plusem jest oczywiscie zapach ktory mi osobiscie niesamowicie kojarzy sie z kosmetykami dla noworodkow:) Jednak nie zauwazylam zeby utrzymywal sie badz w ogole byl wyczuwalny na skorze...
Konsystencja jak widzicie nie jest rzadka ale tez nie jest gesta powiedzialabym taka w sam raz i napewno po otwarciu opakowania produkt nie wydobywa sie sam na zewnatrz:)
Jesli chodzi o dzialanie to przyznam, ze jestem mega rozczarowana...Balsam jest przeznaczony do skory bardzo suchej - moja jest normalna wiec nie sadze zeby przy suchej sie sprawdzil skoro przy mojej takze nie dawal efektow... Stosowalam go wedle instrukcji producenta czyli po umyciu balsamowalam cale cialo odczekalam chwile po czym splukiwalam go woda. W momencie nalozenia skora rzeczywiscie wydawala sie byc nawilzona ale po zmyciu i wysuszeniu recznikiem z tego uczucia zostawalo wielkie zero....Nie uczulil mnie ani nie zrobil mi jakiejkolwiek krzywdy. Natomiast kabina prysznicowa nadawala sie do szybkiego i dokladnego wyczyszczenia bo balsam ktory przez przypadek w niej ladowal byl tlusty i pozostawial smugi....
Powyzej zamieszczam sklad....
Co do wydajnosci...Balsam ma pojemnosc 400ml... niby nie jest to malo ale mi wystarczyl na jakies powiedzmy mniej wiecej 8 uzyc. Owszem nie zalowalam go sobie ale to tylko dlatego, ze byl wedlug mnie tak lipny, ze chcialam go jak najszybciej skonczyc...
Nie sadze zeby jeszcze kiedys mial on zawitac w moim domu bo naprawde ani tylka ani niczego innego mi nie urwal...Teraz zabieram sie za wersje z Nivea ktora dostalam w tym miesiacu w DM Lieblinge boxie - zobaczymy czy tam zalapie o co tyle szumu bylo....
U... szkoda, że taki średniak;/
OdpowiedzUsuńJa testowałam Nivea. Był ok, ale tak samo działa każdy inny balsam z parafiną :) Też można nałożyć go po pod prysznicem więc tu działa tylko marketing :)
OdpowiedzUsuńMyślę że balsamowanie pod prysznicem i spłukiwanie go zajmuje więcej czasu niż posmarowanie się kremem do ciała o pięknym zapachu który umili nam ten czas. Ja tym balsamom mówię stanowcze NIE :)
OdpowiedzUsuńz opakowanie to nie poszaleli- skoro niewygodne i niepraktyczne... a co do działania, słyszałam, że jest niezły, no cóż każdemu przypada co innego do gustu ;)
OdpowiedzUsuńU mnie sie spisuje- napewno nie jest to to samo co nasmarowanie sie porzadnym smarowidlem, ale roznica nieuzycia niczego albo tego balsamu jest ;)
OdpowiedzUsuńMam ochotę na coś takiego od Nivea :)
OdpowiedzUsuńSzkoda, że ten się nie spisał...
mnie te balsamy w ogóle nie kuszą...
OdpowiedzUsuńJa nie miałam żadnego z tego typu 'smarowideł'. Wolę tradycyjne kremy, masła i balsamy.
OdpowiedzUsuń